wtorek, 16 lutego 2016

Mój pierwszy płaszcz




Płaszcz przerażał mnie od dawna. Te całe podklejanie, gruby materiał, podszewka wszyta w magiczny sposób... Nie wiedziałam, jak się za niego zabrać, więc szukałam dobrej instrukcji. Wydawało mi się, że mam małe wymagania, bo w końcu w Burdzie opisują wykonanie każdej rzeczy. Nawet jeśli trudno rozszyfrować, co autor miał na myśli, zwykle już po piątym czytaniu zaczynam coś rozumieć.

Niestety, płaszcz z podszewką to jednak rarytas! Nie wiem czy to kwestia pecha, że akurat wszystkie posiadane przeze mnie Burdy prezentowały modele bezpodszewkowe, czy po prostu z góry zakłada się, że wszycie podszewki to banał, który nie wymaga opisu. Dla mnie miał to być pierwszy raz i potrzebowałam wsparcia, które krok po kroku zaprowadzi mnie do celu i... znalazłam!
Anna Moda na szycie, nr 4/2014 - okładka okropna, zdjęcia średnie, ubrania dość mocno przeterminowane. Naprawdę nie wiem, dlaczego to kupiłam, ale nie żałuję. To właśnie tam znalazłam wykrój na swój debiutancki płaszcz:
Anna Moda na szycie nr 4/2014 - model 56

Ogólnie zapowiadał się dobrze, ale nie chciałam stójki, guzików i wielkiego rozcięcia z przodu. Na szczęście były to problemy, z którymi potrafiłam sobie jakoś poradzić. 

Materiał użyty ostatecznie to wełna z domieszką akrylu, przypomina trochę plaster miodu i jest koloru złotego. Zresztą bardzo intrygującego złotego :)

 


Nie była to jakaś bardzo gruba, trudna do szycia wełna. Moje maszyny poradziły sobie z nią bez problemu. Gorzej było z moim pokojem - wełniany pyłek miałam dosłownie wszędzie, więc żeby zminimalizować ten przykry efekt uboczny, już na samym początku wszystkie części obszyłam na overlocku.

Jeśli chodzi o podszewkę, zdecydowałam się na pikówkę. Jestem zmarzluchem i nie wstydzę się tego. Dodatkowa warstwa grzejąca zawsze mile widziana.

Rezygnacja ze stójki sprawiła, że musiałam jakoś wybrnąć z odszyciem z tyłu przy szyi, które pierwotnie miało być na stójce. Ostatecznie zrobiłam je po swojemu, oczywiście wcześniej podklejając:
  

Kolejnym wyzwaniem okazały się kieszenie wpuszczone w szew. Z jednej strony tkanina, z drugiej podszewka. Pikówka zdecydowanie się do tego nie nadawała, ale o tym musiałam przekonać się sama. No cóż, człowiek uczy się błędach. Ostatecznie wymieniłam pikówkę w kieszeniach na normalną podszewkę.




Po całym weekendzie i kilku wieczorach z maszyną powstało takie coś:

 
 
 
Czy jakbym szyła teraz, zmieniłabym coś? Tak. Czy widzę tu swoje błędy? Tak. Czy będę o nich więcej pisać? Nie ma mowy. Po to szyłam ten płaszcz, by je popełnić i by się na nich czegoś nauczyć. Nie widzę powodu, by się nad nimi rozczulać.

A jeśli chodzi o płaszcz w kontekście mojego nowego ubioru... Polubiliśmy się. Nawet bardzo. Zostanie ze mną na długo.