niedziela, 14 lutego 2016

O co chodzi z tą miarką?

Najlepiej w życiu robić coś, co się kocha. Wystarczy chcieć i... robić to. Strasznie proste!


A jednak potrzebowałam trochę czasu, by zacząć. A właściwie potrzebowałam kopniaka i prawie dwa lata temu go dostałam.
Pewien "ktoś" zapytał mnie, co naprawdę chciałabym robić, a ja pod wpływem letniego i niezbyt trzeźwego wieczoru mu odpowiedziałam, że robić własne ubrania. 
Radosny i beztroski wieczór. "Ktoś" powinien powiedzieć to, co każdy w tej sytuacji: "fajny pomysł!" i koniec. Ale nie. "Ktoś" zapytał od tak, czemu tego po prostu nie robię. Przesadził. "Ktoś" był młodszy i mądrzejszy. "Ktoś" wjechał na moje ambicje. Nie mogłam się z tym pogodzić.

Miarka się przebrała. Lubię swoją pracę i cieszę się, że zrobiłam licencjat z "rozsądnych i przyszłościowych" studiów. Ale dla mnie to po prostu za mało. Od zawsze musiałam się wyżywać artystycznie na różne sposoby. Taka ja: zajęcia teatralne, keyboard, śpiewanie, haft krzyżykowy... Nie umiem być szczęśliwa bez artystycznych zapędów, bo jak inaczej mam się pozbyć nadmiarów wrażliwości?

Mój świat trochę się rozsypał przez zapominanie o sobie, ale spokojnie - już zaczęłam go zszywać :) Niestety, jak widać powyżej, bez kopniaków żyć nie umiem. Stąd blog - dobra motywacja, by bardziej się przykładać i pracować nad sobą regularnie.

Wszystkie opinie mile widziane. Ciągle się uczę i wszystkie rady przyjmę bardzo chętnie.

A tymczasem na początek... Podobno poprzeczkę trzeba sobie stale podnosić, więc po serii kilkunastu spódnic postanowiłam podnieść konkretnie. Płaszcz na podszewce. Obiekt moich szyciowych westchnień i jednocześnie coś totalnie przerażającego. Ale ja nie dam rady? Więcej o nim później, a na dobry początek pierwsze zdjęcie :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz