Od zawsze chciałam szyć, tworzyć jakieś ubrania, ale od
podstaw. Kopiowanie wykrojów z Burdy ma swój urok – w końcu sama muszę uszyć i
zdecydować o ewentualnych modyfikacjach, ale to ciągle bazowanie na czyjejś
pracy, a ja chciałam sama i to na wymiary takie, jak ja zdecyduję.
Niby nie jestem ani za gruba, ani za chuda, a jednak zakup
niektórych części garderoby to dla mnie udręka. Według standardów mam za wąską
talię, za szerokie biodra, za chude ręce, za grube nogi… Sieciówki krzyczą, że
powinnam coś ze sobą zrobić, ale niby dlaczego to ja mam się dopasowywać do
ubrań?
I tak oto rok temu wylądowałam na kursie konstrukcji w
Krakowskich Szkołach Artystycznych, a że okazało się być fajniej niż
przypuszczałam, od lutego zaczęłam się tam regularnie uczyć. Po paru miesiącach
mogę już śmiało przyznać: zakochałam się w konstrukcji ubioru na zabój i
podejrzewam, że będzie to miłość na całe życie!
To niesamowite, ile kształtów można uzyskać z modelowania formy
podstawowej! Uwielbiam to kombinowanie, żeby wszystko się zgadzało, żeby gdzieś
nie było za dużo albo za mało materiału, żeby stworzyć coś oryginalnego…
Zupełnie zmieniłam podejście do ubrań w sklepach – bardziej od kupowania
ciuchów wolę oglądanie, w jaki sposób są wykonane. Bo nic tak nie uczy konstrukcji
i szycia jak pilna obserwacja tego, co już jest.
W tej mojej wielkiej miłości najbardziej bawi mnie, że
ludzie kompletnie nie rozumieją, czego ja się właściwie uczę! Znajomi pytają
„co dziś zaprojektowałaś?”, a ja setny raz próbuję wytłumaczyć, że nie projektuję.
Konstruktor odzieży to dla nich dziwny wytwór. Kojarzą krawca i projektanta,
ale konstruktora? Zawód zagadka, a szkoda.
Zresztą szkoda czasu na tłumaczenia - lepiej pokazać. Oto kilka zdjęć z moich starć z konstrukcją ubioru. Zwykle więcej czasu spędzam nad półpergaminem, ale akurat teraz jestem w trakcie przygotowywania rzeczy na zaliczenie z konstrukcji na manekinie. No tak, bo za chwilę koniec semestru! To najlepsza "sesja" w moim życiu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz